www.vampirates.fora.pl

Bonsai Abhorsen

Przegrany poker. *powiedziała krótko i już obmyślała tortury jakie MU zada Wredny, głupi... przeklinała GO w myślach*

Diana River

-Czułam, że coś się stało..- powiedziała już trochę spokojiej.
-Bon niczego nie musisz robić sama... nawet jeżeli był to... eee zakład?-zmarszczyła brwi niechcąco wchodząc do głowy Bon.
-Do wszystkich Diabłów.-sarknęła pod nosem.
-Po co ci to jajo? Mogę je zdobyć...znam pewne gniazdo..- mruknęła w myślach Bonsai.
-Any zmieniłaś się w tego twojego przyjaciela.-zauważyłą nieowijając w bawełnę.

Any

Uniosłam brwi.
- Ja mam przyjaciół? Dobrze wiedzieć - mruknęłam. - Kogo masz na myśli?
Zamknęłam oczy i odchyliłam głowę do tyłu, zastanawiając się gdzie wcięło Nena.

Bonsai Abhorsen

Przez własną głupotę się w to wpakowałam *wycedziła na głos i od razu się zorientowała, że nie powinna* Ech wybaczcie. Any- mogę tak mówić?, Diana dziękuje za pomoc. Jakoś sobie poradzę. *starała się wstać ale nie pozwolił jej to ból w nodze. Chwilę odczekała i się udało.*Zakładem to można by to było nazwać jeśli byśmy mieli po trzy latka. To było zwykłe oszustwo. *popatrzyła na kobiety, które najwyraźniej nie przepadały za sobą* Eee można wiedzieć o co chodzi?

Diana River

-Ten na S Sev... coś tam...- mruknęła.... przeczesła długie włosy, które ostatnio urosły jej znacznie co doprowadzałlo jej do szewskiej pasji.

Diana River

-O nic.- odpowiedziała zdziwiona.
Kiruj się na północny-zachód Smoczą Drogą w śród gór... Jakiś kilometr musisz podążać w tym kierunku...Tam znajdziesz to czego szukasz.- powiedziała do Bon w myślach...
-An jak ramię?-zapytałą z troską.

Any

Nie odpowiedziałam. Mimowiolnie zacisnęłam pięść i wstałam. Przemyłam twarz w strumyku i wyjęłam nóż z kory drzewa.
- Panie wybaczą, ale skoro już wszyscy się kochają i mają siebie nawzajem to się oddalę - mruknęłam i odwróciłam się. Powoli z kocią gracją zaczęłam wchodzić w górę.

Bonsai Abhorsen

*Cholera jasna nie strasz tak! I dziękujePopatrzyła na Dianę.* Chyba dzisiaj dalej nie pójdę. Najwyżej to z powrotem do domu. I tam kogoś załatwię na całego. *mruknęła ledwo dosłyszalnie* Dziękuje jeszcze raz za wszystko. Ide. Pa.

Diana River

-Pa.- szpenęła z westchnieniem. Ruszyła za An.
-Zaczekaj uparta wampirzyco.- burknęła ostatnio nie poznając an.
-Co cię ugryzło?

Any

- Wampir - warknęłam.
Przyśpieszyłam.
- Nic mi nie jest. Odwal się.

Diana River

Westchnęłą i zrównała się z An.
-Wiem, że cię boli... Wiem, że jestes zła na Connora, lecz czemu winisz mnie?-zapytała

Any

- Nic mnie nie boli - warknęłam.
Złapałam skałę i podciągnęłam się wyżej.
- Mówię niewyraźnie? Zostaw mnie, nie jestem dzieckiem i nie potrzebuję współczucia.

Diana River

-Niewspółczuję ci lecz się o ciebie martwię. Kiedyś byłyśmy przyjaciółkami... lecz teraz ty nie chcesz mne znać... Nie rozumiem tegoo.- mruknęła przystając.

Any

- Po prostu się odwal.
Odwróciłam się.
- Nie zrozumiesz.
Zmarszczyłam brwi.
- Inie musisz się martwić. Martw się o Tempesta, prawdopodobnie na downa.

Diana River

Pokręciła głową.
-Nieodwalę się. - powiedziała z uporem.
Wspięła się za nią.
-Spróbuj może zrozumiem.- powiedziała, nie komentując tego co powiedziała o Connorze. Nie czas był na takie kłótnie.

Bonsai Abhorsen

*wybuchła nie opanowanym śmiechem po tym jak usłyszała strzępek rozmowy, ten o Connorze. Jeszcze nigdy nie słyszała aby ktoś go tak zmieszał z błotem. Wprawdzie czasami były pomiędzy nimi scysje ale na tym się kończyło*

Any

- Rozumiem tyle ile muszę, więcej mi nie potrzeba.
Zamknęłam oczy.
- Jeśli się nie odwalisz, to nie ręczę za siebie.
Zeskoczyłam i szybkim krokiem zaczęłam omijać kamienie, korzenie i inne przeszkody, od czasu do czasu przeskakując z jednej skały na drugą.

Diana River

-Wiesz co? Co mi zrobisz? Zabijesz? Proszę bardzo, lepiej dla mnie..Ugryziesz?A proszę może ci ulży..Zmieszasz z błotem, a proszę ... - wybuchnęła... oczy błyszczały jej szkarłątem, tak jakby płonął w nich ogień...zacisnęła dłonie w pięści rzucając jedną kulą ognia w ścianę... Odetchnęła panując nad soba...
-Słuchaj... jeżeli coś się dzieje chcę wiedzieć. Jesteś moją przyjaciółką... i nie potrafię się odczepić.- powiedziała ze stoickim spokojem. W jej głosie pobrzmiewały dziwne napięte nutki... smutek... żal?...

Any

- Byłam twoją przyjaciółką, proponuję wziąć to pod uwagę.
Wskoczyłam wyżej.
- Ah, i panuj nad sobą, bo lawinę spowodujesz.

Diana River

-Tym lepiej.- burknęła.
Stanęła i wyciszyłą się .
-Jeżeli tak chcesz, proszę. Wiń mnie za to co mnie nie dotyczy, wiń za coś czego nie rozumiem, wiń mnie za Connora, wiń mnie za swoje krzywdy...- pokręciła głową. W oczach jej stanęły łzy lecz starła je niecierpliwym ruchem dłoi. Odwróciła się i zaczęła schodzić z góry... Przepełniał ją smutek... czuła się taka samotna...winna...

Any

- Ja cię za nic nie winię. Ale musisz wybrać, on albo ja. A ponieważ wybierzesz jego... Adieu.
Podciągnęłam się wyżej, by ominąć powalone drzewo.

Diana River

-Tak nie postępuje przyjaciółka... Nie każe wybierać...- szepnęła. Co miała zrobić... co robić... Nie chciała już tak żyć, chciałaby umrzeć... chaiałaby być na powrót starą Dianą bez tego wszystkiego... lecz od problemów nie ucieknie...on... on .. czy on ją kocha?... a może to tylko zwykłe pożądanie.... co z tego skoro z nim jest... skoro jego nie ma .... skoro on ciągle knuje... niepotrzebnie mści się i nie może zapomnieć... odważył się nawet podnieść rękę na Any... nie wiedziała już nic... Skoro nie może mieć ich oboje ,nie będzie miała żadnego z nich..

Any

- Każda zmiana to krok na przód - mruknęłam.
Ziewnęłam i zeskoczyłam na sam dół. Strzepnęłam kurz i powoli zaczęłam iść w stronę portu zciskając dłoń na bolącym przedramieniu. Sergio siadł mi na ramieniu.

*zt*

Diana River

Jaszczórki, wilk i sokół towarzyszyły jej w drodze powrotne. Jaszczurki milczały siedzą na jej ramionach.
-A nowe zmiany potrafią sprawić ból...- dodała znikając w mroku.
zt